Telewizor jest takim elementem wyposażenia naszego domu, który traktujemy prawie jak członka rodziny. Są osoby, dla których jest ważniejszy od męża a miejsce, na którym stoi jest jak ołtarz w kościele, w którym trwa msza od rana do wieczora. Czy telewizor jest aż tak ważną częścią naszego świata, że nie wyobrażamy sobie już życia bez niego?
Wielkość ma znaczenie
Jeszcze niedawno duży płaski telewizor był znakiem statusu społecznego, na który mogli sobie pozwolić tylko nieliczni. Ogromne telewizory wisiały tylko na ścianach bogatych willi i luksusowych mieszkań. Duża plazma była marzeniem wszystkich a ich posiadacze mogli z dumą obnosić się wśród znajomych, Teraz sytuacja nieco się zmieniła, koszty zakupu telewizora o dużych gabarytach stały się na tyle rozsądne, że jego posiadanie nie jest już tak nobilitujące, a powszechność stała się czymś normalnym. W każdym, nawet małym mieszkanku jest teraz miejsce na duży telewizor a jego posiadanie nie jest już czymś niezwykłym dla tak zwanego przeciętnego Kowalskiego. Jedno tylko się nie zmieniło – nadal uważamy, że duże jest piękne i kupujemy największy telewizor jaki się da. Jest to oczywiście rozwiązanie całkiem praktyczne, gdyż oczy nie cierpią i nie trzeba zakładać okularów, nawet w najbardziej odległym zakątku mieszkania.
Centrum domu
Oprócz tego, że nasze telewizory przyciągają wzrok ze względu na wielkość, to stały się także centralnym punktem mieszkania. Bez względu na to, gdzie architekt wnętrza zaprojektuje punkt centralny pokoju, to i tak życie naszej rodziny skupiać się będzie wokół telewizora. Począwszy od śniadania i kawy wypijanej przy telewizji śniadaniowej, poprzez obiad zjedzony na kolanie przy wiadomościach a skończywszy na kolacji zamiast przy świecach, to przy filmie albo meczu. Życie nasze toczy się przy telewizorze, ewentualnie zamienionym na ekran laptopa. Świat wyimaginowany tak bardzo zawładnął naszym życiem, że zaczynamy się powoli zastanawiać, czy prawdziwy jest serial w telewizji czy też nasza własna egzystencja. Wszystkie codzienne zajęcia staramy się układać tak, aby nie kolidowały z ulubionym programem w telewizji a relaks przed ekranem stał się główna formą wypoczynku, ze szkodą dla naszego zdrowia fizycznego. Gdyby chociaż połowa czasu spędzonego przed telewizorem została przez nas wykorzystana na ruch na świeżym powietrzu, to jakże wysportowanym bylibyśmy narodem! Niestety wolimy zalegać na kanapie i nawet wysportowany trener z programu promującego zdrowy tryb życia, nie jest w stanie nas z tej kanapy zrzucić.
Rzeczywistość telewizyjna
To co oglądamy w telewizji ma niewątpliwy wpływ na nasze życie i samopoczucie. Można rozróżnić kilka typów maniaków telewizyjnych, którzy swój nastrój wiążą ściśle z tym co akurat obejrzą w telewizji. Pierwszy typ to polityk amator, który przez swój telewizor ma możliwość nawiązywania dyskusji z każdym, kto akurat przemawia. Szlifuje swój warsztat polityczny do tego stopnia, że jest w stanie kłócić się z telewizorem na każdy temat. W skrajnych przypadkach ląduje on za oknem w ogródku lub na chodniku. Jeżeli obiektem ataków jest wyłącznie odbiornik a rodzina jest bezpieczna, to w zasadzie nie stwarza większego problemu, co najwyżej nadwyręża nerwy domowników. Niestety amator polityki dominuje swoją walką wszelkie inne potrzeby rodziny do korzystania z telewizji.
Innym typem manii telewizyjnej jest ustawiczna chęć dorównania tak zwanym gwiazdą goszczącym na antenach. Wystrojone, wymalowane i sztucznie upiększone osoby z ekranu, stają się wzorem niedoścignionym, wprowadzając widza w stan pogoni za ideałem, lub wręcz przeciwnie – przygnębienia i stanów depresyjnych nad własną niemożnością. Dla takiej osoby gwiazdy telewizyjne stają się idolami o charakterze bóstwa, a sam telewizor jest tym samym domową kapliczką. Taki typ widza stwarza zagrożenie dla osób ze wspólnego gospodarstwa domowego, będąc przyczyną nieustannych kłopotów finansowych z powodu ciągłego dążenia przy pomocy budżetu wspólnego, do własnego ideału.
Możemy jeszcze wyróżnić typ wielbiciela serialu, który potrafi z uporem maniaka oglądać przez całą noc dwanaście odcinków dziesiątego sezonu swojego ukochanego tasiemca, nie bacząc na to, że kolejnego dnia musi wstać wcześnie do pracy i niczym wilkołak straszyć współpracowników podkrążonymi oczami, przemierzając niczym zjawa korytarze biurowca z kolejną filiżanką kawy. Ten typ posiada jedną oryginalną cechę, a mianowicie nie może oddzielić napisów końcowych odcinka od napisów początkowych kolejnego, przez co jego seans filmowy jest niekończącym się pasmem oglądania, nie zwracającym uwagi na otaczający świat rzeczywisty w postaci góry brudnych naczyń w kuchni czy stosu prania w łazience, nie mówiąc już o głodnych pociechach.
Jako podsumowanie możemy tu przytoczyć stare przysłowie ludowe, że co za dużo to niezdrowo i wyrazić nadzieję na rozsądek wszystkich szczęśliwych posiadaczy odbiorników telewizyjnych, bo choć telewizor jest niewątpliwie ważnym przedmiotem w naszym życiu, to szanujmy go jak dobrego przyjaciela.